sobota, 20 lipca 2013

Zdobycie wulkanu Hibok-Hibok!

Zdobycie wulkanu Hibok-Hibok!
Otarcia, zwichnięcia, obicia, zadrapania, siniaki, łzy w oczach, nogi, które odmawiają posłuszeństwa i myśl, że nie dam rady… Tak w skrócie wspominam wspinaczkę na jeden z wulkanów wyspy Camiguin jakim jest Hibok-Hibok. Nadal aktywny choć aktualnie „śpi”, ostatnia erupcja w 1951 roku pochłonęła wiele ofiar.
Dźwiganie prowiantu oraz zapasów 5l wody i gatoradów było wyczerpujące, ale konieczne aby przetrwać cały dzień hikingu do samego krateru wulkanu. Bez przewodnika ani rusz! W niektórych miejscach była potrzeba wycinania maczetą wąskiej ścieżki, likwidacja trujących / parzących roślin, czy uważne omijanie niebezpiecznych kolczastych drzew. Nie wszystkim udało się dotrzeć do celu, jedna z koleżanek miała nagłe osłabienie organizmu i we łzach w połowie drogi została sprowadzona na dół przez przewodnika. 
Wzdłuż całej drogi na szczyt mogliśmy podziwiać zadziwiającą florę i faunę. Dżungla tak gęsta, wilgotna i soczysta w swej zieleni, że robiła wrażenie miejsca  nie z tej ziemi! Pomimo, cienia jaki nam dawała, byliśmy cali mokrzy: od potu i wilgoci w powietrzu. Pot kapie nie tylko z czoła, ale wydobywa się z każdego pora twej skóry. Jakim cudownym uwieńczeniem na szczycie wulkanu była kąpiel w jeziorze w samym kraterze Hibok-Hibok!!! Woda zimna i mętna, dawała chwilowe ukojenie zmęczonemu organizmowi… Tylko chwilowe ponieważ czekała nas jeszcze przeprawa w dół, która jak zgodnie stwierdziliśmy ciągnęła się niemiłosiernie. Zmęczenie dawało po sobie poznać, nogi się plątały i ześlizgnięcia z głazów były częstym powodem bólu kostek.
Moje słowa, a nawet zdjęcia nie oddadzą całego uroku wyprawy. Był to wyczerpujący, ale piękny i niezapomniany dzień pełen wrażeń!

Kamila