czwartek, 30 maja 2013

Alona Beach & Dumaluan Beach (Panglao Island)

Alona Beach & Dumaluan Beach (Panglao Island)
Panglao jest charakterystyczną wyspą sąsiadującą z Bohol. Są ze sobą połączone dwoma mostami, przez które można się dostać jeepneyem lub tricyklem w różne części wyspy. Pierwszą odwiedziliśmy Alona Beach - bardzo zatłoczoną, pełną amerykańskich i brytyjskich turystów, którzy raczą się filipińskim masażem całego spalonego słońcem ciała oraz szczerzą się przy wodopoju i plażowych barach z piwem;p
Chcąc uciec od natłoku turystów udaliśmy się po mały zapas jedzenia i rumu aby przetrwać noc na innej pobliskiej plaży, do której szliśmy kilka km. Po drodze zaczepiali nas Filipińczycy chcący podwieźć nas do celu za drobną opłatą, albo tricyklem albo motorem. Nie mogli wyjść ze zdziwienia, że woleliśmy spacerować kilka km w poszukiwaniu ciekawej plaży. Na Filipinach to nie do pomyślenia aby iść o własnych siłach kawałek, nawet jeśli masz do przebycia 500m przecież lepiej wsiąść na motor;p Oczywiście nie porywałabym się na długie spacery w pełnym słońcu w godzinach 11-14!
Nocą dotarliśmy na Dumaluan Beach, która również tętniła turystycznym życiem ale głównie przy plażowych resortach. Po dłuższym spacerze wzdłuż plaży znaleźliśmy cisze i spokój. Choć to było tylko zawodne pierwsze wrażenie, ponieważ w momencie kiedy już cieszyliśmy się relaksując przy butelce taniego rumu, otoczyły nas bezdomne psy i koty ;p Musieliśmy podjąć wyzwanie i szukać kolejnych miejsc idealnych na nocleg na plaży. Miejsce zmienialiśmy kilkakrotnie ;p O wschodzie słońca obleciały nas insekty ale za to mogliśmy podziwiać pana kąpiącego się z koniem w morzu oraz Filipińczyków szykujących się na połów …

Kamila












Food & Drinks

Food & Drinks
Myśląc o jedzeniu mam przed oczami RYŻ;) w różnych kombinacjach, jak np. ryż z rybą, ryż z kurczakiem, ryż z warzywami, ryż z nudelsami, ryż z ryżem polany ryżem… Okey Może nie jestem największą fanką ryżu ale jedzenie go 3 razy dziennie to dla mnie lekka przesada;p Ale na Filipinach to norma.
Regularne posiłki Filipińczyków składają się GŁÓWNIE z ryżu! Poczynając od śniadania, które odbywa się w godzinach 6-8, następnie lunch 12-14, aż po obiad w godzinach wieczornych 18-20.
Dla niezorientowanych muszę pokrótce wspomnieć, że jestem najbardziej ziemniakożerną osobą jaką znam;p hahaaa Wiec odstawienie ziemniaków w imię ryżu jest dla mnie sporym wyrzeczeniem! Szczerze mówiąc to już widzę efekty „diety ryżowej” bo po 3ech tyg straciłam ok. 2 kg.
Innym aspektem wartym wspomnienia jest również to, że na Filipinach do jedzenia każdego posiłku używamy łyżki oraz widelca. Nóż? Na daremnie szukaliśmy ich w naszej kuchni w nipa hut. Otóż mamy 1 mały nóż, który służy co najwyżej do obierania owoców lub otwierania puszek. Do cięższych robót kuchennych typu rozłupanie kokosa lub pokrojenie większych kawałków używamy maczety. Do jedzenia używamy łyżki (trzymanej w prawej ręce) oraz widelca (w lewej), którym nakładamy ryż z kawałkami mięsa lub ryby na łyżkę. Wygodne? Trzeba się przyzwyczaić ;) Tutaj jadają tak wszyscy. To czego nie da się  „pokroić” sztućcami należy pomagać sobie palcami.
Aby ryż „jakoś” smakował należy go po swojemu doprawić, np. sosem sojowym, ketchupem bananowym lub innym sosem akurat dostępnym. Ponieważ jest on gotowany nawet bez soli i zupełnie nie ma smaku.
Obfitość ryb na targach i w sklepach jest niesamowita. Ryby jadamy na co dzień (nawet 1-2 x dziennie). Są tanie i smaczne. Najczęściej przyrządzane przez Filipińczyków w sosie sojowym lub też najzwyczajniej w świecie grillowane lub smażone bez żadnych przypraw. Dosyć często spotykane są tu ryby suszone. Jak dla nas są one raczej niejadalne, nikomu z nas nie smakują bo są mega słone. Jest to najlepszy sposób konserwacji.
Czasem jemy zupę o intensywnym rybnym smaku. Rozróżniamy tu trzy rodzaje zup: zupa rybna, zupa rybna z imbirem lub zupa z liśćmi również o smaku ryby.
Jeśli chodzi o mięso to jemy głównie kurczaki, dobre lokalne i naturalne, biegające wolno przez cały swój żywot po podwórku. Różnią się sporo od tych europejskich (klatkowych) głównie wagą. Nie są takie nabite i smakują inaczej. Całkiem popularne i serwowane nam przez lokalnych Filipińczyków są również: smażone uszy świńskie, smażona skóra świńska, wątróbka carabao, ewentualnie gotowane warzywa ze skwarkami;p mhmm palce lizać..
Pijemy głównie wodę destylowaną. Filipińczycy nie maja obaw przed piciem wody z kranu, ale dla naszych żołądków zapewne skończyłoby się to okropnie. Przysmakiem jest tutaj lemon grass tea, ma idealny i orzeźwiający smak szczególnie z dużą ilością lodu;)
Tuba (lub wg ludności Boholu – Bahalina) to tradycyjne kokosowe wino Filipin. Lokalni piją je w dużej ilości, czasem mieszając z colą. Ma specyficzny smak..mhmm jak skwaszony kompot owocowy.
OWOCE;) Pyszne, soczyste, pełne smaku aż chce się je połykać kilogramami. A w szczególności nasze ulubione mango i ananasy, przesłodkie idealne na śniadanie czy na deser. Banany też dają rade, choć wybieranie ich na targu może być zawodne bo jest ich wiele rodzajów. A niektóre jak się już przekonaliśmy nie są smakowite na surowo, lecz są odpowiednie tylko do grillowania, lub tylko do gotowania.
Aby dostać się do najbliższego wifi i supermarketu musimy przebyć ok. 15km do miasta. Oczywiście tam rozpieszczamy się okazjonalnie wizytą w pizza hut, ewentualnie w kfc. Haha I jakież było moje zdziwienie gdzie nawet w kfc serwują kurczaki z RYŻem!
W niektórych restauracjach przy zamówieniu głównego dania masz możliwość nieograniczonej dokładki ryżu. Unlimited rice – thats what I like;p
W naszej kuchni ugotowanie obiadu jest na pełnym survivalu dlatego, iż na co dzień używamy siga (o której wspominałam już na samym początku bloga). Rozpoczynamy od rozpalenia ogniska co wydaje się być prostym zadaniem, jednakowoż przy tutejszej wilgotności szybkie rozniecenia ognia graniczy z cudem;p Nie poddając się na samym początku, podjęłam wyzwanie ugotowania najprostszego obiadu. Wraz z rozpaleniem ognia i co najważniejsze utrzymaniem go do końca gotowania,  przygotowanie prostego posiłku zajęło mi ponad 2 godz… Ale dochodzę do wprawy. Jedzenie co prawda ma posmak ogniska ale ileż daje satysfakcji samodzielne ugotowanie na siga ;)

Kamila


































Balicasag Island

Balicasag Island
Balicasag to mała wyspa na płd-zach od Bohol, na której spędziliśmy dwa dni. Jest nieduża, na stałe zamieszkuje tutaj około 150 osób (na Pamilacan, na której byliśmy wcześniej jest raptem 200 mieszkańców). Dopłynęliśmy tam w porze obiadowej, zdążyliśmy najeść się świeżej ryby z ogniska przygotowanej przez panią domu. A następnie nocna kąpiel w morzu, która skończyła się niegroźnymi poparzeniami przez małe ok. 2 centymetrowe meduzy. Na nocleg zostaliśmy przyjęci u filipińskiej rodziny mieszkającej w centrum wyspy w nipa hut. Warunki istnie harcerskie (jak dla nas), dla Filipińczyków dzień jak co dzień. Spaliśmy w 10 os na ziemi na rozłożonej macie. Nipa hut mająca cieniutkie ściany tkane z liści palm & bambusa i otwarte okna nie dawała żadnej bariery dla hałasów z zewnątrz. Nie jest dziwnym, że o poranku nie dało się już spać: koguty natarczywie dawały znać o zbliżającym się dniu. Pan domu zabrał męską część ekipy na połów, dzięki temu mieliśmy świeży lunch.
Spacer po wyspie dał nam obraz, iż wszyscy mieszkają tutaj w nipa hut, a całe życie rodzinne odbywa się na zewnątrz. Pranie, gotowanie, mycie naczyń, jedzenie, mycie się i zabawy są przed domem. W nipa hut tylko się śpi. Większość mieszkańców posiadała przywiązaną do drzewa świnkę oraz kury.
Plaże na Balicasag są dość niekomfortowe do spacerów bo składają się z wyrzuconych na brzeg koralowców i muszli. Za to są tam świetne miejsca do nurkowania i snorkelingu. Oczywiście w momencie kiedy nie wzięłam do wody aparatu, podziwiałam piękne żółwie, które dostojnie pływały w niedużej odległości od brzegu przy kolorowej rafie! ;)

Kamila