wtorek, 28 stycznia 2014

Szaleństwo na filipińskich drogach!


Transport na Filipinach na początku zadziwia i szokuje… po czym nastaje moment przyzwyczajenia i jazda bez kasku, z noworodkiem trzymanym jedną ręką, z kogutem na ramieniu, z prosiakiem pod pachą, na workach ryżu, na dachu czy w klatce na świnie nie budzi już większych emocji.

Korki - nieunikniony element miejskich godzin szczytu. I tu należy pamiętać o jednej najważniejszej zasadzie- pierwszeństwo ma ten, który jest większy oraz bardziej uparty.  W tym wypadku wygrywają kierowcy ciężarówek oraz autobusów/ jeepneyów. Chyba, że akurat jedziesz motorem, masz szczęście gdy uda ci się przecisnąć między innymi autami lub też kawałkiem pobocza i nie spotkać się z innymi nadjeżdżającymi pod prąd.

Bezpieczeństwo na drodze?!? Zapomnij!  Szaleńców drogowych tu nie brakuje. Należy mieć oczy dookoła głowy. Na Filipinach jazda z popsutym reflektorem nie jest niczym szczególnym, również chęć skrętu nie zawsze wyrażana jest sygnalizacją. Filipińskie drogi obfitują we wszelkie niedogodności i niebezpieczeństwa drogowe jakie tylko można sobie wyobrazić. Nieoznakowane dziury i rozstępy w jezdni czy rozrzucone kamienie tudzież wielkie głazy to norma. Należy również nieustannie uważać, na leżące i wygrzewające się na drodze: psy, koty i kozy oraz przebiegające nieopacznie kury, dzieci lub panowie wracający do domu po zakrapianej rumem kolacji;p

Wszędobylskie tricykle wcisną się dosłownie wszędzie! Jest to odpowiednik tajskiego tuk tuka, czyli motor z dospawanym kawałkiem przystosowanym do siedzenia. W zależności od umiejętności monterskich właściciela mieści od 2 do 4 osób (w porywach 6 -8 os wtedy tricykl nazywamy już motorellą). Kierowca nawet jeśli nie będzie wiedział gdzie dokładnie chcesz jechać i tak będzie szedł w zaparte wyciskając z motoru i siebie ostatnie krople potu. Przecież najważniejsze aby było tanio i szybko! Jeśli pan tricyklista mówi płynnie po angielsku (co nie zawsze się zdarza) to jeszcze będzie cię całą drogę „zabawiał” przyzwoitą gatką – szmatką, odpowiednią dla każdego turysty białasa żądnego zwiedzić okolicę. Całkiem często po przejechaniu kilku metrów powstaje uczucie jakby wszystkie organy wewnętrzne zmieniły swoje pierwotne położenie.

Dobrym, tanim oraz szablonowym środkiem transportu filipińskiego jest jeepney, czyli odpicowany autobus. Śmigają z prędkością światła między mniejszymi i większymi wioskami. Wymalowane w najrozmaitsze wzory, od tarsjera po goryla kąpiącego się pod wodospadem, od Jezusa po konie w galopie. Nie ma wyznaczonych przystanków, zasada jest jedna – stań przy drodze i machaj do kierowcy. Wydaje ci się, że autobus jest już pełny ?!? Zawsze może być pełniejszy! Jeśli jeepney jest załadowany ludźmi to można albo wskoczyć na dach, albo stanąć na tylnym zderzaku i chwycić się relingów – wypróbowałam już wszelkich metod jazdy jeepneyem, wszystkie dają wiele radości;)

Zdecydowanie najszybszym i najłatwiejszym środkiem do przemieszczania się z punktu A do punktu B  jest motor. Drogi filipińskie obfitują w motory wszelkich maści i gabarytów. Białasa rozpoznasz z kilometra – bo jedzie w kasku. Tutejsi raczej nie widzą potrzeby noszenia zbędnego balastu pod postacią ochrony głowy. Filipińczycy na jeden niewielki motor potrafią zapakować całą 6 osobową rodzinę plus wielkie zakupy. Świniak pod pachą, piła mechaniczna na ramieniu, noworodek trzymany na kolanie podpierany workiem z ryżem – to tutaj motocyklowa norma!


A wszystko co na drodze to istne szaleństwo.. zobaczcie sami;)

Kamila