Fiesta time!
Czas dwu dniowej fiesty
obchodzony jest na Filipinach bardzo hucznie! Rozpoczynając od parady wzdłuż
głównej ulicy miasta, a kończąc przy suto zastawionym stole w rodzinnym gronie.
Okazja do świętowania w imieniu patrona miasta/regionu pojawia się tylko raz w
roku, dlatego obowiązuje zasada – zastaw się, a postaw się! Ma być suto,
bogato, drogo i przede wszystkim wesoło przy stole..
Filipińska gościnność przebiła
moje najśmielsze oczekiwania! Podczas łapania stopa zostałyśmy zaproszone na fiestę
przez zupełnie nieznanych nam ludzi. Nie będąc do końca przekonanym czy wypada wpadać
obcym do domu, z czystej ciekawości postanowiłyśmy wejść na przysłowiowe ‘pół godzinki’! U progu
przywitały nas hordy roześmianych dzieci w różnym wieku, w korytarzu i pokoju głównym
zasiadała starszyzna. Wszyscy witali nas z niesamowitą radością, otwarci na
białych gości zapraszali do bogato zastawionego stołu ;) Takie ilości jedzenia
widuje się raczej na typowych polskich weselach… Żony, matki i ciotki dokładały
kolejne porcje smażonych potraw i oczywiście ryżu, którego nigdy nie może
zabraknąć na filipińskim stole. Mężczyźni w tym czasie nad ogniskiem opiekali
prosiaka - lechon baboy, znamienity przysmak Filipińczyków przeznaczony był
jako główny punkt wieczoru. Podczas całej fiesty przez dom przewijała się
niezliczona liczba gości: dalsza, bliższa rodzina, sąsiedzi, kuzyni, ciotki
poklotki, trudno byłoby się doliczyć .. samych dzieci było całe przedszkole!
Ku naszemu zdziwieniu potrawy,
które wychodziły z kuchni szykowane były już na następny dzień! Ile jest w
stanie przejeść duża rodzina z gośćmi? Całego carabao, dużego świniaka, kilka,
jak nie kilkanaście kurczaków, no i oczywiście góry ryżu! Jak się później
dowiedziałyśmy pieniądze na wyprawienie tak hucznej fiesty zbierane są przez
rodzinę przez cały rok, inne święta nie są obchodzone z taką pompą!
Obżarstwo to nie wszystko!
Wieczór zakończony przy mikrofonie to najlepsza filipińska rozrywka! Tutaj do
karaoke rwie się dosłownie każdy (oprócz nas!). Moja złota zasada –„ jak nie
umiesz to nie śpiewaj”, została złamana po długich namowach i kilku piwach…;p A
przysłowiowe ‘pół godzinki’ przerodziło się w 7 godzinną posiadówkę! To się
nazywa fiesta!
Kamila