EARTHQUAKE!!! 15.10.2013
Nie wiem czy potrafię ubrać w odpowiednie
słowa to co widziałam i przeżyłam przez ostatnie dwie doby! Zacznę od początku…
Gdy analizowaliśmy jak wyglądał dzień
przed trzęsieniem, to widać było pewne odskocznie od normy. W samym już
sanktuarium oprowadzając turystów zauważyliśmy nadmierną aktywność tarsjerów,
były niespokojne i nie potrafiły wysiedzieć w jednym miejscu (jak na zwierzę o nocnym
trybie życia jest to dosyć niespotykane). Ponadto, turyści których oprowadzałam
zwrócili uwagę na niesamowicie duże stada ptaków, które nadmiernie hałasowały i
latały nad naszym terenem. Wypytując o ich gatunki. Nie potrafiłam wyjść ze zdziwienia
ponieważ wcześniej tak intensywnego zjawiska nie zaobserwowałam na terenie
sanktuarium. Mało tego, tej nocy sen okazał się być niespokojny.. nie tylko u
mnie:p
We wtorek wstaliśmy wcześnie rano
aby kontynuować pracę nad wyznaczaniem i tworzeniem ekologicznych ścieżek w
dżungli, które mają być przeznaczone dla turystów żądnych kontaktu z przyrodą.
Szlak, który wiedzie na szczyt wzgórza jest wąski i kręty, dookoła dżungla.
Będąc na samym szczycie, część z
nas uderzała kilofami w skaliste podłoże, a reszta odgarniała kamyki. W pewnym
momencie zatrzęsły się pod nami nogi.. O co chodzi? Czyżby to zbyt intensywna
praca z kilofem wzbudziła drgania? Zaczęło trząść coraz mocniej.. Co się dzieje?
Spojrzeliśmy się wszyscy po sobie – oczy wielkie jak u tarsjera - i nagle jedno
z nas krzyknęło –‘TRZĘSIENIE ZIEMI!!!!!’. Padliśmy płasko na kamienisto –
żwirowy grunt na szczycie. Dopiero leżąc całym ciałem na powierzchni
odczuliśmy, że ziemia trzęsie się niemiłosiernie! Przerażenie narastało, serce
biło jak oszalałe, krople potu wystąpiły na całym ciele. Nie ma się czego
trzymać! A ziemia, po której stąpasz, która wydaje się być przez całe twoje
życie stabilną podporą i czymś tak bezpiecznym nagle nie daje ci oparcia!
Czubki drzew, miotane niczym szmaciana lalka na sztormie nie dają nadziei na
spokój. Szczerze mówiąc, w pewnej sekundzie mieliśmy wrażenie, że ziemia się
rozstąpi i zsuniemy się ze szczytu. Z samej góry zaczęły osuwać się kamienie. Trzęsło
mega intensywnie, a czas leciał… Wszystko trwało ‘rapem’ minutę! AŻ minutę, bo jak
na trzęsienie ziemi to mega długi czas!
Dookoła słyszeliśmy przeraźliwy hałas,
głównie przerażonych zwierząt. Gdy trzęsienie ustało, najbardziej słyszalne
były psy, krowy i kury, które wydawały głośne i przeciągłe skowyty, muczenie,
szczekanie!
Wspólną decyzją tuż po przeżytym
właśnie szoku, odczekaliśmy chwilę i postanowiliśmy zejść na dół do
fundacji by sprawdzić co z resztą ludzi! Część naszych znajomych udała się do
ogrodu botanicznego w poszukiwaniu drewna na opał. Spotkaliśmy się na dole,
sprawdzając czy wszyscy są cali. Pracownicy budynku, mieszkańcy Bohol byli
przerażeni. Twierdząc, iż tak intensywnego i długiego trzęsienia jeszcze w
życiu nie przeżyli. Usiedliśmy na trawie w bezpiecznej odległości od
głównego budynku, włączyliśmy małe radyjko. A tam informacja – trzęsienie o
sile 7,2 trwające minutę, a Bohol okazał się być w jego epicentrum!
Nadal nie było spokojnie! Przez
pierwsze 3-4 godziny po głównym trzęsieniu, mniej więcej co 2-3 minuty odczuwaliśmy
kolejne wstrząsy. Przez kolejnych 8-10 godzin odczuwaliśmy wstrząsy co
10-15 minut. Z radia dowiedzieliśmy się, że 4ry ze wstrząsów wtórnych tego
dnia były o sile 5,3 – 5,4!!!
Oględziny głównego budynku
fundacji – czyli naszego domu, dały niezły efekt. ‘Na oko’ stoi;p Ale widać spore
spękania wzdłuż słupów, z niektórych filarów odpadł tynk i obsunęły się
dachówki. W środku masakra, półki, szafki poprzewracane, rzeczy na ziemi, łóżka
poprzesuwane, a niektóre z gablot i szklane trofea w szczątkach.
Najbardziej doskwierał brak
prądu oraz wody w kranie. Na szczęście destylowana woda do picia była dostarczana
tego dnia do kuchni. Z miasta zjechali się znajomi przynosząc newsy z
Tagbilaran (największego miasta wyspy Bohol, oddalonego 15 km od Fundacji). W
trakcie i tuż po trzęsieniu, mieszkańcy miasta położonego na wybrzeżu wpadli w
panikę i wszyscy zaczęli uciekać w naszą stronę w obawie przed ewentualnym
tsunami!
Zbliżał się wieczór, a my
musieliśmy przygotować się do noclegu na polanie przed naszym budynkiem. Strach
było spać w niesprawdzonym, popękanym domu gdy podczas całego dnia nadal
odczuwalne były silne i częste wstrząsy. Noc była niespokojna.. Tyle co
zmrużysz oczy i wydaje ci się, że wszystko wraca do normy, a tu kolejne WSTRZĄSY!
Następnego dnia rano, niewyspani,
brudni, głodni i spragnieni zaczęliśmy robić rekonesans. Dom – nadal niestabilny,
ziemia – nadal się trzęsie (choć rzadziej bo raz na 30-60 minut), woda do picia
– powoli się kończy, prąd – brak, woda w kranie – brak, tarsjery w naszym
sanktuarium – brak (!), wszystkie pouciekały lub pochowały się skutecznie!
Nasza organizacja z Manili
kontaktowała się z nami z wielkim trudem, ze względu na problemy z zasięgiem
oraz naszymi telefonami, które już umierały bez baterii.
Kolejny dzień spędziliśmy przed
domem. Odwiedzając znajomych lokalesów na wiosce oraz pracowników naszej
fundacji. Wniosek jest jeden – ci najbiedniejsi, mieszkający w nipa hut (chatce
zbudowanej z bambusa i drewna) wyszli po tak silnym trzęsieniu bez szwanku! Domek
tego typu jest elastyczny i lekki, tym samym bezpieczny dla ludzi. Ci nieco
bogatsi, którzy mogą pozwolić sobie na dom murowany wyszli już na tym nieco
gorzej, a ich domy miały popękane filary czy zburzone ściany. Wyrażaliśmy chęć
pomocy, przynajmniej w sprzątaniu, ale jak na razie strach cokolwiek koło
takiego domu ruszać, ze względu na ciągle występujące wstrząsy wtórne!
Podczas drugiej nocy po
trzęsieniu mieliśmy już nieco pod górkę… Spanie na zewnątrz w sąsiedztwie
dżungli jest całkiem rześkie, prawie jak urządzanie sobie campingu, serio!
Niestety ale tej nocy złapał nas deszcz. Mało tego, nadal odczuwaliśmy
wstrząsy, kolejna noc praktycznie nieprzespana…
Trzeciego dnia udaliśmy się na
lotnisko, na szczęście pas startowy cały, lotnisko działa. Organizacja zakupiła
dla nas bilety do Manili, raz – w ramach ewakuacji, dwa – w ramach już
wcześniej zaplanowanego mid-term evaluation, które o zgrozo miało odbyć się właśnie
na Bohol!
Bohol pożegnał nas z przytupem
(a raczej z zatrzęsieniem;p). Siedząc już w samolocie, czekając na
zezwolenie na start odczuliśmy kolejny silny wstrząs. Później dowiedzieliśmy
się, iż był on o sile 6,2. Przychodzi mi na myśl jedno pytanie – czy bezpieczna
jest decyzja startu gdy odczuwalne są nieregularne wstrząsy wtórne?mhmm
Suma sumarum, pierwsze najsilniejsze
trzęsienie o sile 7,2 zaliczono do jednych z najsilniejszych i najdłuższych w
historii Filipin. Z epicentrum występującym na wyspie Bohol, 15 km od naszej
Fundacji. Sejsmolodzy naliczyli ponad 900 wstrząsów wtórnych, część z nich o
sile 5,2 – 6,2. Aktualnie jest 155
zgonów oraz 276 poważnie rannych, wiele osób nadal uznano za zaginione. Najbardziej
ucierpiały najstarsze kościoły, mosty, wysokie budynki w mieście oraz centra
handlowe.
Kochany BOHOL – uznawany był
przez nas za dom, azyl, idealne miejsce pracy i relaksu oraz bezpieczne miejsce
do życia… Niestety:/ Siły przyrody tylko udowadniają jak kruchy i marny jest
dom i schronienie. Mam ogromny szacunek do matki ziemi, która nosi nas na co
dzień i wydaje się być najbardziej stabilnym elementem. Doświadczenie tak
silnego trzęsienia ziemi jest wyjątkowym przeżyciem, miejmy nadzieję, że
pierwszym ale ostatnim!
Aktualnie jesteśmy w Manili,
bezpieczni, zakwaterowani, najedzeni, wykąpani.. i mam nadzieje, że wreszcie także
wyspani. Choć ziemia się tu również trzęsie, ale z powodu nasilonego ruchu
ulicznego ;p
Kocham, ściskam i całuję
najbliższych !
Proszę się nie martwić na zapas !
Jestem cała i zdrowa ;)
Kamila
Niestety nie miałam możliwości
zrobić żadnego zdjęcia, ze wzgl na potrzebę oszczędzania baterii w telefonie do
celów pilnego kontaktu, bateria w aparacie jak na złość padła, a prąd siadł.