Na dachu jeepneya!
Transport na Filipinach na
początku szokuje i zadziwia. Ale przyzwyczajenie pojawia się dopiero po
pewnym czasie, w szczególności gdy
doświadczyłam już jeżdżenia na dachu z workami ryżu, na naczepie ze skrzynkami
coli, czy na ciężarówce na stercie zużytych opon, albo w klatce przeznaczonej
do transportu świń… Egzotyka we wszystkich odcieniach.
Co tu dużo mówić, po ponad trzech
miesiącach spędzonych w tym kraju, jeżdżenie na dachu jeepneya nie jest już
niczym wyszukanym. Ja nawet wolę jechać na dachu, bo tam przynajmniej – wiatr
we włosach i naturalna klimatyzacja w postaci przewiewu;) A w tym
czasie ludzie w środku ciaśnią się i pocą, wachlują aby odgonić muchy, i
przeciskają się pomiędzy sobą w zatłoczonym busie aby zdążyć wysiąść w
docelowym miejscu. Na dachu luz blues i swoboda, tylko trzeba trzymać się
relingów oraz co jakiś czas pochylać głowę! Bo jak nie wiesz kiedy się schylić
to łatwo dostać liściem palmy z liścia! ;p Oiii!
Kamila