Boracay jest szablonowym miejscem
do odwiedzenia na Filipinach. Tę wyspę zna każdy turysta żądny wakacji z
okładki czasopisma turystycznego. Musiałam tam pojechać aby przekonać się na
własnej skórze! ;)
Otóż na miejscu okazuje się, iż
rzeczywiście jest to piękna, czarująca wyspa. Choć już pierwszego dnia
zauważalne są ogromne minusy! Nie przespacerujesz się spokojnie wzdłuż plaży
ani nie zrelaksujesz się leżąc na złotym piasku ponieważ w tym czasie krążą
wokół ciebie sępy. Nie zaznasz nawet minuty spokoju! Musisz notorycznie odganiać
się od sprzedawców (czyt. naciągaczy) pareo, kapeluszy czy innych dupereli jak
„prawdziwych” pereł czy „oryginalnych” Ray Banów. Próbują wcisnąć ci tandetny
towar na siłę, przewyższając ceny dziesięciokrotnie!
Mało tego, wszystko na Boracay
jest kilka razy droższe niż na każdej innej filipińskiej wyspie! Poczynając od
miejsc noclegowych, po butelkę wody mineralnej. Niesłychane było porównanie,
gdy zorientowaliśmy się w cenie wypożyczenia motoru. W tej samej cenie w jakiej
na Bora pojeździsz przez dobę, na Boholu wypożyczysz motor na miesiąc! I bądź
tu bogaty i jedź na Boracay;p
Wartym napomknięcia szczegółem
jest fakt, iż my odwiedziliśmy tę wyspę podczas low season. Nawet nie chcę
sobie wyobrażać co tam się dzieje podczas high season! Masa białych turystów, a
ceny z kosmosu! A po co przepłacać ?!?! Jeśli chcesz znaleźć filipiński Little
Paradise, tylko dla siebie, nie ocierając się w tym samym momencie o tysiąc
innych białych ciał żądnych wakacyjnej przygody lepiej jedź na Pamilacan Island
;)
Suma sumarum, pomimo ciągłego
kontrolowania wydatków, wyjazd uważam za udany ;)