Wyspa Siargao (czyt. Szargao)
szarpała nam nerwy jeśli chodzi o transport. Poczynając od dnia pierwszego
gdzie godzina samolotu ulegała zmianie dwukrotnie, a kończąc na dniu ostatnim
gdzie samolot był gotowy do odlotu trzy godziny wcześniej i nie wpuszczono nas spóźnionych
na pokład. Chcąc nie chcąc, mieliśmy przymusowo przedłużone wakacje, a linie
lotnicze opłaciły nam hotel, wyżywienie oraz transfer z lotniska.
Miejsce słynie z wyśmienitych
warunków do uprawiania wszelakich sportów wodnych, a przede wszystkim surfingu!
Fale tak doskonałe, że zjeżdżają się tu surferzy z całego świata,
głównie z Australii i Nowej Zelandii. Prężących klaty surferów najszybciej
spotkasz na Cloud 9, to tu najlepsi szaleją na wysokich falach.
Siargao zachęca wybrzeżem nad samym Pacyfikiem nie tylko surferów, można tu
również uprawiać paddleboarding, bodyboarding, skimboarding, kitesurfing… i
wiele innych. Fale rozmaitych rozmiarów usatysfakcjonują każdego, od
początkujących po wysoce zaawansowanych!
I właśnie tu, na Siargao, które
zapisuje się na liście jednych z najlepszych surfingowych miejscówek na
świecie, miałam moją pierwszą lekcję! Po godzinie spędzonej na desce, kończysz
z bananem na twarzy oraz obolałymi kolanami, biodrami i żebrami… ale WARTO! Zaciesz
niesamowity! Oczywiście zaczynałam na mini falach, daleko im do tych kilku
metrowych kolosów, na których pocinają najlepsi na wybrzeżu!
Siargao jest zdumiewająco zieloną
wyspą, w 95% porośniętą palmami. I, co nie jest takie popularne na Filipinach,
można tu spotkać krokodyla;p Całą wyspę z łatwością objedziesz dookoła na
motorze w ciągu jednego popołudnia.
Kamila