czwartek, 17 października 2013

EARTHQUAKE!!! 15.10.2013

EARTHQUAKE!!!     15.10.2013
Nie wiem czy potrafię ubrać w odpowiednie słowa to co widziałam i przeżyłam przez ostatnie dwie doby! Zacznę od początku…

Gdy analizowaliśmy jak wyglądał dzień przed trzęsieniem, to widać było pewne odskocznie od normy. W samym już sanktuarium oprowadzając turystów zauważyliśmy nadmierną aktywność tarsjerów, były niespokojne i nie potrafiły wysiedzieć w jednym miejscu (jak na zwierzę o nocnym trybie życia jest to dosyć niespotykane). Ponadto, turyści których oprowadzałam zwrócili uwagę na niesamowicie duże stada ptaków, które nadmiernie hałasowały i latały nad naszym terenem. Wypytując o ich gatunki. Nie potrafiłam wyjść ze zdziwienia ponieważ wcześniej tak intensywnego zjawiska nie zaobserwowałam na terenie sanktuarium. Mało tego, tej nocy sen okazał się być niespokojny.. nie tylko u mnie:p

We wtorek wstaliśmy wcześnie rano aby kontynuować pracę nad wyznaczaniem i tworzeniem ekologicznych ścieżek w dżungli, które mają być przeznaczone dla turystów żądnych kontaktu z przyrodą. Szlak, który wiedzie na szczyt wzgórza jest wąski i kręty, dookoła dżungla.

Będąc na samym szczycie, część z nas uderzała kilofami w skaliste podłoże, a reszta odgarniała kamyki. W pewnym momencie zatrzęsły się pod nami nogi.. O co chodzi? Czyżby to zbyt intensywna praca z kilofem wzbudziła drgania? Zaczęło trząść coraz mocniej.. Co się dzieje? Spojrzeliśmy się wszyscy po sobie – oczy wielkie jak u tarsjera - i nagle jedno z nas krzyknęło –‘TRZĘSIENIE ZIEMI!!!!!’. Padliśmy płasko na kamienisto – żwirowy grunt na szczycie. Dopiero leżąc całym ciałem na powierzchni odczuliśmy, że ziemia trzęsie się niemiłosiernie! Przerażenie narastało, serce biło jak oszalałe, krople potu wystąpiły na całym ciele. Nie ma się czego trzymać! A ziemia, po której stąpasz, która wydaje się być przez całe twoje życie stabilną podporą i czymś tak bezpiecznym nagle nie daje ci oparcia! Czubki drzew, miotane niczym szmaciana lalka na sztormie nie dają nadziei na spokój. Szczerze mówiąc, w pewnej sekundzie mieliśmy wrażenie, że ziemia się rozstąpi i zsuniemy się ze szczytu. Z samej góry zaczęły osuwać się kamienie. Trzęsło mega intensywnie, a czas leciał… Wszystko trwało ‘rapem’ minutę! AŻ minutę, bo jak na trzęsienie ziemi to mega długi czas!

Dookoła słyszeliśmy przeraźliwy hałas, głównie przerażonych zwierząt. Gdy trzęsienie ustało, najbardziej słyszalne były psy, krowy i kury, które wydawały głośne i przeciągłe skowyty, muczenie, szczekanie!

Wspólną decyzją tuż po przeżytym właśnie szoku, odczekaliśmy chwilę i postanowiliśmy zejść na dół do fundacji by sprawdzić co z resztą ludzi! Część naszych znajomych udała się do ogrodu botanicznego w poszukiwaniu drewna na opał. Spotkaliśmy się na dole, sprawdzając czy wszyscy są cali. Pracownicy budynku, mieszkańcy Bohol byli przerażeni. Twierdząc, iż tak intensywnego i długiego trzęsienia jeszcze w życiu nie przeżyli. Usiedliśmy na trawie w bezpiecznej odległości od głównego budynku, włączyliśmy małe radyjko. A tam informacja – trzęsienie o sile 7,2 trwające minutę, a Bohol okazał się być w jego epicentrum!
Nadal nie było spokojnie! Przez pierwsze 3-4 godziny po głównym trzęsieniu, mniej więcej co 2-3 minuty odczuwaliśmy kolejne wstrząsy. Przez kolejnych 8-10 godzin odczuwaliśmy wstrząsy co 10-15 minut. Z radia dowiedzieliśmy się, że 4ry ze wstrząsów wtórnych tego dnia były o sile 5,3 – 5,4!!!

Oględziny głównego budynku fundacji – czyli naszego domu, dały niezły efekt. ‘Na oko’ stoi;p Ale widać spore spękania wzdłuż słupów, z niektórych filarów odpadł tynk i obsunęły się dachówki. W środku masakra, półki, szafki poprzewracane, rzeczy na ziemi, łóżka poprzesuwane, a niektóre z gablot i szklane trofea w szczątkach.

Najbardziej doskwierał brak prądu oraz wody w kranie. Na szczęście destylowana woda do picia była dostarczana tego dnia do kuchni. Z miasta zjechali się znajomi przynosząc newsy z Tagbilaran (największego miasta wyspy Bohol, oddalonego 15 km od Fundacji). W trakcie i tuż po trzęsieniu, mieszkańcy miasta położonego na wybrzeżu wpadli w panikę i wszyscy zaczęli uciekać w naszą stronę w obawie przed ewentualnym tsunami!

Zbliżał się wieczór, a my musieliśmy przygotować się do noclegu na polanie przed naszym budynkiem. Strach było spać w niesprawdzonym, popękanym domu gdy podczas całego dnia nadal odczuwalne były silne i częste wstrząsy. Noc była niespokojna.. Tyle co zmrużysz oczy i wydaje ci się, że wszystko wraca do normy, a tu kolejne WSTRZĄSY!

Następnego dnia rano, niewyspani, brudni, głodni i spragnieni zaczęliśmy robić rekonesans. Dom – nadal niestabilny, ziemia – nadal się trzęsie (choć rzadziej bo raz na 30-60 minut), woda do picia – powoli się kończy, prąd – brak, woda w kranie – brak, tarsjery w naszym sanktuarium – brak (!), wszystkie pouciekały lub pochowały się skutecznie!

Nasza organizacja z Manili kontaktowała się z nami z wielkim trudem, ze względu na problemy z zasięgiem oraz naszymi telefonami, które już umierały bez baterii.

Kolejny dzień spędziliśmy przed domem. Odwiedzając znajomych lokalesów na wiosce oraz pracowników naszej fundacji. Wniosek jest jeden – ci najbiedniejsi, mieszkający w nipa hut (chatce zbudowanej z bambusa i drewna) wyszli po tak silnym trzęsieniu bez szwanku! Domek tego typu jest elastyczny i lekki, tym samym bezpieczny dla ludzi. Ci nieco bogatsi, którzy mogą pozwolić sobie na dom murowany wyszli już na tym nieco gorzej, a ich domy miały popękane filary czy zburzone ściany. Wyrażaliśmy chęć pomocy, przynajmniej w sprzątaniu, ale jak na razie strach cokolwiek koło takiego domu ruszać, ze względu na ciągle występujące wstrząsy wtórne!

Podczas drugiej nocy po trzęsieniu mieliśmy już nieco pod górkę… Spanie na zewnątrz w sąsiedztwie dżungli jest całkiem rześkie, prawie jak urządzanie sobie campingu, serio! Niestety ale tej nocy złapał nas deszcz. Mało tego, nadal odczuwaliśmy wstrząsy, kolejna noc praktycznie nieprzespana

Trzeciego dnia udaliśmy się na lotnisko, na szczęście pas startowy cały, lotnisko działa. Organizacja zakupiła dla nas bilety do Manili, raz – w ramach ewakuacji, dwa – w ramach już wcześniej zaplanowanego mid-term evaluation, które o zgrozo miało odbyć się właśnie na Bohol!

Bohol pożegnał nas z przytupem (a raczej z zatrzęsieniem;p). Siedząc już w samolocie, czekając na zezwolenie na start odczuliśmy kolejny silny wstrząs. Później dowiedzieliśmy się, iż był on o sile 6,2. Przychodzi mi na myśl jedno pytanie – czy bezpieczna jest decyzja startu gdy odczuwalne są nieregularne wstrząsy wtórne?mhmm

Suma sumarum, pierwsze najsilniejsze trzęsienie o sile 7,2 zaliczono do jednych z najsilniejszych i najdłuższych w historii Filipin. Z epicentrum występującym na wyspie Bohol, 15 km od naszej Fundacji. Sejsmolodzy naliczyli ponad 900 wstrząsów wtórnych, część z nich o sile 5,2 – 6,2. Aktualnie jest  155 zgonów oraz 276 poważnie rannych, wiele osób nadal uznano za zaginione. Najbardziej ucierpiały najstarsze kościoły, mosty, wysokie budynki w mieście oraz centra handlowe.

Kochany BOHOL – uznawany był przez nas za dom, azyl, idealne miejsce pracy i relaksu oraz bezpieczne miejsce do życia… Niestety:/ Siły przyrody tylko udowadniają jak kruchy i marny jest dom i schronienie. Mam ogromny szacunek do matki ziemi, która nosi nas na co dzień i wydaje się być najbardziej stabilnym elementem. Doświadczenie tak silnego trzęsienia ziemi jest wyjątkowym przeżyciem, miejmy nadzieję, że pierwszym ale ostatnim!

Aktualnie jesteśmy w Manili, bezpieczni, zakwaterowani, najedzeni, wykąpani.. i mam nadzieje, że wreszcie także wyspani. Choć ziemia się tu również trzęsie, ale z powodu nasilonego ruchu ulicznego ;p

Kocham, ściskam i całuję najbliższych !
Proszę się nie martwić na zapas ! Jestem cała i zdrowa ;)
Kamila






Niestety nie miałam możliwości zrobić żadnego zdjęcia, ze wzgl na potrzebę oszczędzania baterii w telefonie do celów pilnego kontaktu, bateria w aparacie jak na złość padła, a prąd siadł.
Poniższe linki zawierają zdjęcia oraz relacje z wydarzenia:

http://en.wikipedia.org/wiki/2013_Bohol_earthquake